niedziela, 25 września 2011

Potencjalni mordercy

W ostatni piątkowy wieczór spotkała mnie niemiła przygoda. Do dziś jak o tym pomyślę, włos mi się na głowie jeży. Wyjeżdżam z Jastrowia, wokół las, godzina 21, ciemno... nagle słyszę huk, sygnał dźwiękowy informuje mnie, że mam otwarte drzwi, nie wiem, co się dzieje, nie wiem, co robić. Mąż mówi - zatrzymaj się, wyskakuje z auta i biegnie do lasu.

Co się stało? Dwóch gówniarzy urządziło sobie zabawę w rzucanie jajkami w samochody. Mąż widział, jak się wyłonili z lasu i wzięli zamach do rzutu. Szukał ich po lesie, ale nie znalazł, może i lepiej, bo byłoby z nimi krucho. Ze mną też by było, gdybym jechała sama - prowadzę od niedawna.

Co trzeba mieć w głowie, żeby wpaść na tak durny pomysł? Gdzie są rodzice?

Telefon do znajomego policjanta. I co? Nic. Nie warto tego zgłaszać, bo nie ma szans na znalezienie delikwentów. Będą nadal biegać po lasach i rzucać jajami, dopóki kogoś nie zabiją. Wtedy dopiero będzie podstawa do wszczęcia śledztwa. Ale dla kogoś będzie już wtedy za późno.

Dla mnie należałoby odciąć drogę do miasta, ściągnąć psy tropiące, przeszukać las, złapać delikwentów i osądzić z całą surowością jako potencjalnych morderców. Okazuje się jednak, że przepis art. 160 kodeksu karnego jest dla policji przepisem martwym przynajmniej w tym przypadku. Przypomnę: Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

I tak sobie myślę, że następnym razem, oby nie nastąpił, nie odpuszczę, bo nie warto, tylko natychmiast złapię za telefon i zadzwonię pod 112. Niech to chociaż odnotują - nie będzie usprawiedliwień.