piątek, 6 sierpnia 2010

Wyprawa rowerowa "szlakiem starych torów" - Złotów-Jastrowie i Złotów-Płytnica

Niewielu wie, że między Złotowem a Wałczem istniało kiedyś regularne połączenie kolejowe. Za punkt honoru postawiłem sobie przejechać, w miarę możliwości, po nasypie kolejowym.



Pokaż na większej mapie
Powyższa mapa obrazuje całość trasy kolejowej Złotów - Wałcz i Złotów - Jastrowie. Będzie stopniowo uzupełniana przez fotografie i opisy miejsc, uwzględni także ważne z punktu widzenia rowerzysty punkty orientacyjne.

Eksplorację trasy zacząłem w miejscu odgałęzienia się torowiska ze stacji Złotów. Zaraz za wiaduktem prowadzącym na ul. Za Dworcem i do Świętej (w lewo) oraz Wąsosza (w prawo) znajduje się tor, który odbija od szyn prowadzących do Piły. Nasyp prowadzi zaraz za płotem Skupu Złomu oraz nieczynnej kotłowni Sydkraftu (KR 2). Po jakichś 100 m w chaszczach uważny turysta odnajdzie resztki małego wiaduktu. Budowle tego typu były stosowane na całej długości trasy. Ten swoją wyjątkowość zawdzięcza faktowi, iż przy budowie kotłowni zasypano go zupełnie. Dziś widać tylko betonowy gzyms tego obiektu inżynieryjnego.

Bliźniaczo podobny obiekt w okolicy Osówki.















Sama kotłownia była sporym przedsięwzięciem budowlanym. Teren, który wyznaczono pod jej lokalizację to powierzchnia ozu polodowcowego, ciągnącego się od G. Brzuchowej pod Radawnicą, poprzez G. Wilhelma i popularne "Bermudy". Pod koniec lat 70-tych ówczesna władza zniszczyła oz eksploatując z jego powierzchni piasek na budowę KR 2. Żwir pobierano z drugiej strony nasypu kolejowego, którym podróżowałem. Tak powstało małe jeziorko (obecnie prywatne i ogrodzone) nieopodal "Bermud".

 Właśnie zaraz za nim nasz nasyp staje się wykopanym przez ludzkie ręce wąwozem. Podczas gdy droga wspina się pod górkę i snuje się obok torowiska, ja postanawiam wejść i rozejrzeć się.
                                   















Na początku zapowiadało się całkiem znośnie. Trasa torowiska została najprawdopodobniej wykarczowana (!?!?)Ale 50 m dalej zaczynają się już "schody".




Pojawiają się pierwsze samosiejki... Jak widać, po bokach torowiska umieszczono betonowe wzmocnienia skarp. U stóp tych betonowych barier istnieje system odprowadzania wody, którym deszczówka spływa aż do Głomii.
Pozostało mi wycofać się do mojego roweru i kontynuować podróż górą, nad wąwozem. Tą drogą docieram do mostu rozpiętego nad torowiskiem. Gdyby przez niego przejechać, 150 m dalej wjedziemy na drugi, większy most zawieszony nad torowiskiem prowadzącym ze Złotowa do Piły. Ja jednak postanowiłem poświecić 5 minut, aby znaleźć miejsce, gdzie pociąg do Jastrowia czy Wałcza przejeżdżał pod torami do Piły.
Posuwałem się powoli wzdłuż wąwozu, który nieustanie skręcał w lewo. Przy okazji kląłem na ludzką głupotę, mając w pamięci całe tony śmieci znajdujące się pod mniejszym z mostów. Po mojej lewej ręce rozciągają się łany zbóż, z drugiej strony zarośnięty skraj wąwozu, w którym znajdowało się torowisko. W dole widać, że zniża się ono coraz bardziej. W końcu polna droga odbija mocno w lewo, a ja staję naprzeciw torów do Piły. Zsiadka z roweru i skok w zarośla odsłania przede mną most, pod którym przejeżdżała lokomotywa. Obecnie na odcinku 300 m wąwóz jest zalany. Najprawdopodobniej swój dom zrobiły tam bobry.



Cofam się do roweru i tą samą drogą wracam do mostu. Przez mosty udaję się na drugą stronę torowiska. Zaraz za mostami skręcam z lewo w polną drogę, aby ponownie odnaleźć torowisko do Jastrowia. Ścieżka prowadzi najpierw wzdłuż torów do Piły, potem łagodnie skręca w prawo i wije się wzdłuż wąwozu prowadzącego dawniej pociągi do Jastrowia. Napotykam kolejny element inżynierii kolejowej. Jest to kolejny most nad wąwozem (najprawdopodobniej miał ułatwiać drogę rolnikom do swych pól) prowadzący do ogródków działkowych.



Jadę dalej tą samą ścieżką. Mijam pola porzeczek. Ścieżka, początkowo prowadząca lekko w górę, teraz opada dość mocno ku dolinie Głomii. Mimo sporych wybojów frajda z jazdy jest duża. Później następuje szybki zakręt w lewo i sunę już po nasypie kolejowym. Moim oczom ukazuje się dolina Głomii. Dojeżdżam do żelaznego mostu przerzuconego przez rzekę. To solidna oparta na nitach konstrukcja stalowa. Mimo upływu lat i sporej pokrywy rdzy uniosłaby z pewnością drewnianą konstrukcję kładki, jaką oczyma wyobraźni widzę.

Niestety, bez tego po krótkim postoju i podziwianiu widoków muszę wracać. Moim celem jest druga strona rzeki. Podczas gdy dawne torowisko przechodzi w nasyp i prowadzi wprost między Klukowem a Blękwitem, ja muszę wrócić do poprzedniego mostu, a potem polnymi piaszczystymi drogami dotrzeć do drogi krajowej nr 188. Szybka przeprawa polnymi drogami i wyjeżdżam tuż przy wjeździe do Blękwitu od strony Złotowa. Dalej pozostaje tylko ciągiem pieszo-rowerowym przejechać przez wieś. Aż do samego Zakładu Rek-Swed mknie się popularnym "polbrukiem". Dalej, niestety, Wójt Gminy Złotów się nie wykazał. Pozostały odcinek do Klukowa muszę pokonać ruchliwą i strasznie niebezpieczną szosą. Wszyscy znają ten odcinek. Zaraz za Blękwitem droga systematycznie opada, by szybko ponownie wznosić się do poprzedniego poziomu. Tak wyprofilowaną trasę zawdzięczamy nieistniejącemu już mostowi kolejowemu między tymi dwiema wsiami. Dziś zupełnie nic z niego nie pozostało. O jego istnieniu świadczą jedynie urwane skarpy torów i właśnie to obniżenie szosy. Zaraz przed Klukowem ponownie wjeżdżam na nasyp. Trasa jest uczęszczana, bo służy za dojazd do pól. Do 1945 r. gdzieś przy tym nasypie była umiejscowiona stacja. Istniał murowany budynek dworcowy z czerwonej cegły. Dziś trudno nawet ustalić gdzie dokładnie znajdował się peron. 400 m od drogi nasyp schodzi lekko poniżej poziom pól. Niestety, w torowisku zbiera się często woda. Ponadto zarośla są coraz większe. Postanawiam zmienić trasę. Równolegle do torowiska ciągnie się jedna z wielu polnych dróg. Nią właśnie postanawiam przejechać do następnego etapu podróży. Mimo wybojów po kilku km dostrzegam już cel. W oddali widać budynek stacji Annopole. Okazała budowla. Nie spodziewałem się w polu takiej stacji.





Zaraz za budynkiem można ponownie wjechać na torowisko. Droga jest bardzo dobra, wysypana szlaką. Można rozwinąć naprawdę dużą prędkość bez obawy o scentrowanie koła. Na wysokości wsi warto wjechać na asfaltową drogę prowadzącą do Bartoszkowa. Nie warto kontynuować jazdy nasypem ze względu na zarośla, które po 300 m blokują zupełnie przejazd.
W Bartoszkowie warto odwiedzić XIX-wieczny pałacyk wraz z parkiem. Zabytek "okaleczono" w czasach komunizmu przez ustanowienie na jego terenie PGR-u.

Wracamy na szlak. Udajemy się w kierunku Węgierc. 150 m za Bartoszkowem

CDN

5 komentarzy:

  1. Polecam tez przejazd dawnym szlakiem kolejowym do Piecewa i dalej w kierunku zniszczonego mostu kolejowego obok drogi do Jastrowia. Droga kolejowa w tym kierunku prowadziła do Czaplinka.
    WF

    OdpowiedzUsuń
  2. Przejechałem do samej stacji w Jastrowiu. Odcinek między Osówką a Piecewem jest nie przejezdny ze względu na wysokie trawy. Poza tym polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy temat - może warto postarać się o witalizację tej trasy. Takie coś zrobili na Bornholmie. Wszystkie ścieżki rowerowe są w miejsc starych linii kolejowych

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem gorącym zwolennikiem zrobienia z tych nasypów ścieżek rowerowych aż po sam Wałcz.

    OdpowiedzUsuń
  5. kupą mości Panowie! (I Panie!!!)
    Ludzie muszą się o tym dowiedzieć - może leśny rajd rowerowy w to "wkręcić" może udałoby się na początek część trasy wyczyścić? To teren kolei więc trzeba jeszcze to sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń